Article Image
Article Image
read
1km405m przewyższenie
16km810m dystans

Od naszej pierwszej wyprawy w Tatry żyłem w przeświadczeniu, że Krywań widać zewsząd - dominował w krajobrazie, gdy przechodziliśmy Czerwone Wierchy, obserwował nas nieśmiało zza grani Hrubego przy wejściu na Świnicę czy Koprowy Wierch aż wreszcie górował groźnie nad całym Liptowem gdy przed świtem wyjeżdżaliśmy z Wawrzyszowa z zamiarem przejścia grani Barańca. Postanowiliśmy więc w końcu złożyć mu wizytę.

Relacja wideo z wejścia na Krywań

Ponieważ większość prognoz z Meteoblue zapowiada opady w okolicach południa, do Trzech Studniczek wyruszamy z Liptowskiego Gródka chwilę przed 5:00 rano. Słońce nie zaczęło jeszcze wschodzić, ale gdy niespełna 30 minut później meldujemy się na parkingu, nie jesteśmy tam pierwszymi gośćmi. Obsługa wskazuje nam miejsce do zaparkowania, zabiera €5 (nie ma możliwości płatności kartą, można za to zamiast w euro zapłacić 25zł) i pokazuje, gdzie zaczyna się szlak. Jest środek września, więc nad ranem czuć już, że w górach lato się skończyło - 6 stopni i dość silny wiatr nie nastrajają pozytywnie, tym bardziej, że startujemy w krótkich spodenkach. Na parkingu wymieniamy kilka uwag na ten temat z napotkanymi rodakami, i uzbrojeni w zapewnienie, że “przecież na górze bankowo będzie cieplej!”, ruszamy w górę. Według mijanej po chwili szlakówki, przed nami 4h marszu na szczyt.

Po około 40 minutach dość monotonnego podejścia zbaczamy w las, żeby odwiedzić bunkier (a raczej drewniany szałas wkopany w ziemię). W tym miejscu w trakcie powstania Słowackiego ukrywało się 7 partyzantów pod przywództwem Stefana Moravki. W nocy 14 stycznia 1945 roku wszyscy zginęli zaatakowani przez górski oddział SS, o czym przypominają tablica oraz leżący przy niej hełm. Po kilku minutach wracamy na szlak.

Bunkier i pamiątkowa tablica

Kawałek dalej las ustępuje miejsca gęstej i względnie wysokiej kosówce. Po dłuższej chwili wschodzące słońce rzuca na przeciwległy stok Koprowej doliny masywny cień Krywania.

Ogromny cień Krywania po drugiej stronie doliny

Pół godziny później, nad Krywańskim Żlebem robimy przystanek na śniadanie. Mija nas w tym czasie sporo ludzi, po przeciwnej stronie żlebu widzimy też ruch na idącym od Szczyrbskiego Jeziora niebieskim szlaku, którym planujemy schodzić. Motywuje nas to do zakończenia przerwy i podkręcenia tempa.

Krawędź Krywańskiego Żlebu

Dziesięć minut później dochodzimy do miejsca, w którym zielony szlak łączy się z niebieskim. Ruszamy nim do góry (omijając ściężkę, która gdyby nie wielki kamień z napisem STOP wyglądałaby jak naturalna kontynuacja trasy) po ciekawym i skalistym terenie. Trudności, przez niektórych porównywalne do tych z Kościelca lub Świnicy, będa nam towarzyszyć już do końca prawie cały czas.

Trudności w drodze na szczyt

Droga, tak jak ta na Małą Wysoką, wymaga trochę kombinowania - oznaczenia szlaku pokazują raczej kierunek, w którym należy się poruszać, a nie dokładną ścieżkę. Niczym na pozaszlakowych szczytach - idziemy tak jak góra puszcza. Co jakiś czas pionowe skały i kominy przerywane są schodami lub chodnikami z kamiennych płyt. Nie ma tu też żadnych sztucznych ułatwień.

Kamienny chodnik w przerwie między trudnościami

Po około 15 minutach wychodzimy na grań, gdzie pierwszy raz tego dnia ogrzewa nas słońce. Zdejmujemy rękawiczki, zakładamy przeciwsłoneczne okulary, i naładowani nową energią ruszamy ze zdwojoną siłą w górę.

Pierwsze tego dnia promienie słońca

Za kolejny kwadrans osiągamy wierzchołek Małego Krywania. Z dna doliny Ważeckiej pięknie mieni się w porannych promieniach Zielony Ważecki Staw, do którego jeszcze w latach ‘70 prowadził szlak. Strzelamy kilka zdjęć i lecimy dalej w górę - cel naszej wyprawy cały czas widać bardzo wyraźnie i wydaje się on być już tuż, tuż.

Mało wybitny wierzchołek Małego Krywania

Przechodzimy przez kilkanaście dużych, połogich płyt, kilka prostych zacięć i kominów, i przechodząc przez ostatnie gruzowisko granitowych głazów, wychodzimy po prawie równo trzech godzinach na szczyt.

Końcówka szlaku pod szczytem

Równocześnie z nami docierają tutaj chmury, skutecznie zasłaniając cały widok. Na szczycie oprócz nas jest raptem kilka osób. Wpisujemy się do księgi wejść, znajdujemy wygodny kamień, siadamy na nim i jemy drugie śniadanie. Mamy nadzieję, że za chwilę chmury się rozwieją, jednak po 40 minutach bez zmian postanawiamy schodzić.

Szczyt!

W tym momencie ludzi na szlaku jest już zatrzęsienie. Z resztą nie tylko ludzi, bo mimo tabliczki informującej, że droga jest za trudna dla psów, mijamy ich w okolicach Małego Krywania kilkanaście. Na co bardziej wymagających fragmentach drogi tworzą się korki, które omijamy trudniejszymi lub mniej oczywistymi wariantami. Chwilę po 10 docieramy do rozstaju szlaków, który teraz wygląda jak basecamp pod którymś z ośmiotysięczników - tłum ludzi, głośny gwar i smród żarcia sprawiają, że uciekamy stamtąd jak najszybciej.

Zejście

Łagodna ścieżka niebieskiego szlaku prowadzi nas niespiesznie w dół. W międzyczasie z chmur wyłania się grań Hrubego, potem grzbiety ograniczające od zachodu dolinę Furkotną. W oddali widać też Ramię Krywania, jego jedyny udostępniony wspinaczkowo fragment. Nad Jamskim stawem skręcamy w znakowaną na czerwono Tatrzańską Magistralę, i po niespełna 7 godzinach od opuszczenia samochodu wsiadamy do niego ponownie.

Krywań z Magistrali

Mały Krywań i Krywań były dla nas odpowiednio 24 i 25 pozycją z listy 55ciu Tatrzańskich Dwutysięczników. Planujemy skompletować je wszystkie przed końcem przyszłego roku.

Trasa przez: Kriváň | mapa-turystyczna.pl
Blog Logo

Michał

Jestem twardy biję prosto w pysk, nie spuszczam gardy


Published

Komentarze

Póki co brak komentarzy
Image

Beskidu

W górach zlokalizujesz nasze personalia

Back to Overview