Po bezproblemowej wizycie na Bystrej kilka dni temu postanawiamy zabrać Mojka na jego pierwsze wyjście w Tatry Wysokie. Jako, że jest to ostatni dzień naszego bardzo intensywnego wyjazdu, do tego ruszamy aż z Zakopanego (a to ponad półtorej godziny drogi!) i aż do wieczora ma utrzymać się stabilna pogoda, z parkingu w Szczyrbskim Jeziorze wyruszamy dopiero chwilę przed 9 rano.

Przystanek na śniadanie robimy w schronisku przy Popradzkim Plesie. Byliśmy tu wcześniej w tym roku w trakcie wyjścia na Rysy (które wyjściem na Rysy zostało spontanicznie, bo miało być właśnie wejściem na Koprowy Wierch), będziemy tu też mieszkać w przyszłym roku, dochodząc tu pieszo z Palenicy przez Przełęcz pod Chłopkiem, i stąd ruszymy kolejnego dnia na Kończystą.
Po śniadaniu zbieramy sprzęt i ruszamy znanym już szlakiem w głąb doliny Mięguszowieckiej. Po półgodzinie przepychania się w tłumie żegnamy się z nim (wszyscy jak zwykle walą czerwonym szlakiem na Rysego, na niebieskim zostaje maksymalnie kilka osób.

Troszkę ponad godzinę później meldujemy się nad Wielkim Hińczowym Stawem, w mojej ulubionej Hińczowej Dolinie. Tu robimy chwilę przerwy, jemy, dajemy Mojkowi odpocząć i poimy go przed najtrudniejszym podejściem dnia.

Podejście na przełęcz zajmuje nam prawie godzinę. Upał jest nieznośny, nie chcemy też zakatować psa, idziemy więc spacerowym tempem. Na przełęczy robimy kolejny przystanek na piciu, i zaczynamy zastanawiać się, czy Mojo da radę przejść ostatni, dość stromy i skalisty odcinek do szczytu.

Okazuje się jednak, że radzi sobie lepiej niż niektórzy ludzie, których mijamy, i już po kilku chwilach stajemy na szczycie. Odpoczywamy tu kilkanaście minut i wracamy tą samą drogą. Snujemy też plany na kolejne lata, i kolejne szczyty, które razem zdobędziemy, nie wiedząc jednak, że 2023 będzie ostatnim rokiem w którym TANAP pozwoli psom wchodzić do parku.

Komentarze