Wszystkie dostępne zwykłym śmiertelnikom prognozy pogody na weekend 5-6 sierpnia zapowiadają burzę. Bijąc się z myślami postanawiamy odpuścić ten jeden weekend i w Tatry zachodnie ruszyć dopiero 18go.

Oczywiście, gdy nadchodzi zapowiadany, burzowy weekend, na kamerkach internetowych widzimy piękne słońce. Czasem tak bywa, nie załamujemy się. W międzyczasie razem z żoną i psem odwiedzamy Tatry na długi sierpniowy weekend (Grań Kościelców, Bystra, Mnich i Koprowy Wierch), wracam więc do domu, przepakowuję torbę, i w nowym składzie ruszamy do Vavrišova, gdzie spędzamy noc u miejscowych gazdów.
Na parking w Wąskiej dolinie docieramy chwilę po 06:00 rano. Parkujemy, przepakowujemy plecaki, przechodzimy przez strumień i wychodzimy na szlak.

Jeszcze w piętrze lasu zaczyna on piąć się dość stromo do góry. Po niespełna godzinie trafiamy do koliby Horica, samoobsługowej chatki w której można zaopatrzyć się nie tylko w przeciwdeszczowy płaszcz, ale też np. w tak potrzebne w górach piwko (pieniądze zostawia się w skrzyneczce). Robimy tu krótką przerwę na śniadanie i ruszamy dalej.
Niespełna 40 minut później wychodzimy na piętro kosodrzewiny chwilę przed szczytem Klinowatego (1630). Stamtąd szeroką i trawiastą granią, przypominającą Bieszczadzkie połoniny wychodzimy najpierw na Mały Baraniec (po słowacku Mládky, 1948m), a potem na nasz pierwszy dwutysięcznik tego dnia - Klin (2044m - po słowacku Malý Baranec - sytuacja taka jak w dolinie Pięciu Stawów Spiskich z Lodową Kopą i Małym Lodowym - marzy mi się kiedyś, że Tatrolodzy zrobią z tymi nazwami porządek i w obydwu językach będą brzmieć tak samo; dodatkowo przypominam że nazwą Klin w Tatrach Zachodnich słowacy określają także Starorobociański, a kolejny Klin góruje nad czerwonym szlakiem Tatrzańskiej Magistrali pomiędzy Tępą a Kończystą w Tatrach Wysokich. Kończystą, ze słowacka zwaną Končistá tak samo, jak Kończysty Wierch przy wspomnianym wcześniej Klinie, czyli Starorobociańskim. Dokładnie taka sama sytuacja jest też z Hrubymi, tym naszym i tym słowackim, ale o tym może kiedy indziej).

Kwadrans spokojnego marszu po skalno-trawiastym zboczu później meldujmy się na szczycie kolejnego dwutysięcznika - Szczerbawego (2144m, Štrbavý). To z niego opadają do doliny Jamnickiej dwa największe żleby Tatr Zachodnich - Masłowy i Pusty. Obydwa mają ponad 1000m deniwelacji do dna doliny, i są najbardziej lawiniastymi żlebami CAŁYCH KARPAT.

Ze szczytu schodzimy delikatnie na szeroką i płytką przełęcz i wchodzimy na najwyższy punkt dzisiejszej wycieczki (oraz trzeci najwyższy szczyt Tatr Zachodnich) - Baraniec (2184m). Tutaj z doliny Ziarskiej wychodzi też szlak żółty, jeden z nielicznych słowackich szlaków otwartych zimą (którym można dalej wyjść aż na szczyt Płaczliwego Rohacza). Na szczycie jest tłoczno - widać że jest on częstym celem wycieczek słowackich rodzin, także z psami i dziećmi. Jemy tu drugie śniadanie i ruszamy dalej, w stronę Ziarskiej Przełęczy.

Zanim ją jednak osiągniemy czeka nas jeszcze ostatni dwutysięcznik grani - Smrek (2072m). Na jego szczyt podchodzimy kamienno-trawiastą ścieżką ponad wspomnianym wcześniej Pustym Żlebem. Z drugiej strony przełęczy dolinę zamykają potężne, mroczne i niedostępne sylwetki Rohaczy - Płaczliwego i Ostrego. Wtedy jeszcze nie wiem, że wejście tam wymagać będzie ode mnie kilku podejść i dużo szczęścia.

Schodząc do doliny Jamnickiej zatrzymujemy się na odpoczynek poniżej Czarnej Kopki, bardzo charakterystycznego w tym rejonie nunataka. Ze źródła uzupełniamy wodę, dojadamy ostatni prowiant, i ruszamy dalej w dół doliny, podziwiając przed sobą masywną pochylnię zachodniej ściany Jarząbczego Wierchu (nie wiem czemu, ale zawsze bardzo lubię to miejsce. To chyba moja ulubiona ściana Tatr Zachodnich) i całą grań Otargańców, z którą zmierzymy się już za miesiąc, tym razem robiąc na jednym wyjściu aż 5 dwutysięczników.

Chwilę po 15 meldujemy się przy samochodzie i wracamy na kwaterę do gazdów z Vavrišova. Następnego dnia rano wracamy do Warszawy na tyle wcześnie, że Piotrek zdąża jeszcze dojechać na rodzinną część urlopu do Olsztyna przed 18:00.
Klin, Smrek, Baraniec i Szczerbawy są dla mnie i Maćka odpowiednio 15, 16, 17 i 18 turystycznymi dwutysięcznikami Tatr. Zostaje ich jeszcze 37.
Komentarze