Już od świtu pod stacją kolejki ustawia się kolejka (kolejka/kolejka hue-hue) - wszyscy chcą zmieścić się do możliwie najwcześniejszego wagonika wyjeżdzającego na Kasprowy Wierch. My pojawiamy w Kuźnicach dopiero na kilka minut przed odjazdem pierwszego, ale dzięki TOPRowskiej legitymacji Kuby wchodzimy do niego nie czekając ani chwili. Kilkanaście minut później zmierzamy już w kierunku Swinickiej Przełęczy w towarzystwie nieoczekujących tu o tej porze nikogo, zajadających trawę kamzików.

Kawałek przed Zadnim Stawem opuszczamy szlak i kierujemy się na Mylną Przełęcz. Trochę trawek, trochę piargów, a potem ładnie urzeźbione wyjście na przełęcz. Tu zaczyna się nasza graniówka. W ścianie działa już zespół, szpeimy się więc bez pośpiechu.

Pod Szafę podchodzimy bez większego problemu. Kolejny wyciąg to kilkadziesiąt metrów przyjemnej II/III wspinaczki.

Zejście i wejście na Mylną Kopę wydaje mi się delikatnie trudniejsze. Kolejny odcinek pokonujemy na lotnej, wykorzystując do tego zainstalowane w ściane “baranki”. Po kolejnym wyciągu osiągamy szczut Zadniego Kościelca.

Postanawiamy nie zjeżdżać dalej granią, tylko wykorzystać obejście po południowej stronie. Tym sposobem w kilka chwil dochodzimy na Kościelcową Przełęcz.

Ostatni odcinek wydaje się najtrudniejszy na całej drodze. Po niespełna 5 godzinach od wyjścia z kolejki stajemy na szczycie Kościelca. To mój 12ty Tatrzański Dwutysięcznik, i pierwszy nie zdobyty znakowanym szlakiem.

Komentarze