W niedzielę chwilę po 04:30 startujemy z Jaworzyny Tatrzańskiej (dokładnie z tego samego miejsca, z którego ruszaliśmy ostatnim razem, też wiózł nas pan Rysiek z Everest Taxi).
W wiacie na rozstaju pod Muranią, gdzie ostatnio jedliśmy śniadanie, biwakują dwie osoby w śpiworach, przechodzimy więc przez most w dolinę Zadnich Koperszadów i pierwszy posiłek robimy kilkanaście minut dalej, w kolejnej wiacie. Dolina jest bardzo ładna, przechodzi pod całymi Tatrami Bielskimi, oddzielając je od Wysokich, więc z jednej strony widzimy wapienne białe ściany i grzywy, a z drugiej największe Tatrzańskie olbrzymy. Szlak wyprowadza nas na Przełęcz pod Kopą.

Szlak tutaj leci dalej do doliny Białej Kieżmarskiej, a potem do chaty pod Zielonym Plesem w której dzisiaj śpimy, ale my wg. planu schodzimy z niego i ruszamy bezpośrednio do góry zaczynająca się tutaj Główną Granią Tatr Wysokich.

Koperszadzka Grań początkowo prowadzi przez trawiasty teren, później chwile przez kosówkę, a potem już litą skałą pnie się w górę do samego szczytu. Postanawiamy nie iść ścieżką obchodzącą główne trudności od północy, tylko cisnąć granią ściśle na tyle, na ile to możliwe bez asekuracji (pamiętamy o tym, że w latach ‘40 prowadził tędy szlak, a fragmenty próby jego odbudowy z lat ‘70 jeszcze gdzieniegdzie widać). W co trudniejszych miejscach potem trochę tego żałujemy, bo od chmury, która naszła na całą dolinę, skała jest momentami bardzo mokra i śliska.

Wspinamy się tak przez około półtorej godziny i na Jagnięcy Szczyt (2223m) wychodzimy w pięknej lampie - chmury się rozwiały i widać wszystko, od Rakuskiej Czuby, przez Mały Kieżmarski i Kieżmarski, Łomnicę, Durne, po Rysy i Mięguszowieckie.

Schodzimy szlakiem dalej po grani na Kołową Przełęcz i z niej w dół do doliny Kieżmarskiej. Dochodząc do skraju doliny Czerwonej Kieżmarskiej znów schodzimy ze szlaku i podchodzimy pod północną ścianę Jastrzębiej Turni. Wspinamy się tutaj chwilę po rumowisku, potem kilkoma skalnymi kominami i dochodzimy do wąskiej i stromej ławki na której w 1999 zabił się 19 letni Michal Majling.

Wdrapujemy się na nią po płycie, a potem bardzo uważnie przechodzimy prawie na czworakach (jest mokra i miejscami bardzo śliska). Dochodzimy nią do tarasu, na którym rozpoczyna się już ścieżka. Chwilę później dochodzimy na eksponowany taras, z którego przechodzimy nad krzakiem kosówki (skąd krzak kosówki na 2138m?) do wierzchołka z figurką art-decowskiej Madonny.

Przewodnikowo (ale chyba też obiektywnie, oceniając do na chłodno z domu) to najtrudniejszy Tatrzański szczyt na który weszliśmy w tym sezoie. Schodzimy tą samą drogą, a potem szlakiem do schroniska, w którym dziś śpimy.

W schronisku nie ma zasięgu GSM. Śpimy na 17 osobowym strychu, do którego podchodzi się po szafce na buty. W nocy na przemian wieje arktyczny wiatr i jest mega gorąco, więc mimo tego, że połozyliśmy się o 18tej, a wstajemy dopiero o 4:30, to nie był to najbardziej regeneracyjny nocleg. Wstajemy razem ze słońcem i kierujemy się dalej, o czym w kolejnym poscie.

Komentarze