Na przełęczy Falzarego parkujemy około 8 rano. Stoi tu juz wiele aut, mamy jednak nadzieję, ze nie kazdy dziś wpadł na ten sam pomysł co my. Po niespełna 20 minutowym podejściu meldujemy się pod filarem. Pierwszy wyciąg kończy właśnie trójka, wyzej w ścianie działa jeszcze jeden zespół - nie jest tak źle.

W charakterystycznym kominie doganiamy obydwa zespoły. Okazuje się, ze w jednym idzie ojciec z dwoma synami (w jednym, który idzie całkowicie boso, bez butów!), w drugim przewodnik z klientką. Postanawiamy połączyć dwa kolejne wyciągi w jeden, rodzina puszcza nas przodem, Pani z przewodnikiem wybierają obejście kluczowych trudności drogi trójkowym wariantem, więc IVkowe zacięcie mamy sami dla siebie.

Ze szczytu schodzimy szlakiem, który jest bardzo ciekawy - góra jest mocno urzeźbiona, a raczej ufortyfikowana przez toczące się tu w czasie II Wojny Swiatowej walki. Tunele, korytarze, bunkry, szystko to wygląda tak bardzo inaczej od górskiego krajobrazu, który znamy z innych miejsc.

Po 45 minutach meldujemy się przy aucie.
Komentarze