Babia Góra to strasznie obciachowa nazwa; do tego na tyle nieciekawa, że pewnie z własnej woli nawet bym się nią nie zainteresował. I nawet teraz, gdy już tam byłem, i wiem, że nie ocenia się filmu po tytule, to wspominam tę wyprawę jako “wejście na Diablak”.
Pomysł wybrania się na najwyższy szczyt Polski nie leżący w Tatrach pada, gdy dowiadujemy się o istnieniu Perci Akademików. Z literatury wynika, że jest to trudny szlak o charakterze wysokogórskim, ze sztucznymi ułatwieniami takimi jak łańcuchy i klamry. Najtrudniejszym elementem jest tzw. Czarny Dziób, czyli 8 metrowa pionowa ściana. Uznajemy, że będzie to fantastyczny trening przed cięższymi szlakami w wyższych partiach gór, oraz ferratami na które planujemy się wybrać w kolejnym roku.
Do Beskidu Żywieckiego dojeżdżamy wieczorem w piątek. Zatrzymujemy się w Mosornem, przysiółku Zawoi, najdłuższej wsi w Polsce. Stąd w 10 minut docieramy wczesnym rankiem do parkingu w Markowej. W tym miejscu rozpoczyna się zielony szlak do schroniska na Markowych Szczawinach.
Szlak początkowo prowadzi umiarkowanie nachyloną drogą, po jakimś czasie odbija przez mostek do lasu (przez dłuższy czas droga pozostaje jednak w zasięgu wzroku). Po około 40 minutach zaczynamy piąć się po kamiennych schodach. Do schroniska docieramy po niespełna półtorej godziny. Uzupełniamy płyny oraz kalorie i podziwiamy metalowe przypinki z papieżem. Trzy kwadranse później ruszamy dalej.
Przez pierwsze 800 metrów żółty szlak jest praktycznie płaski. Później, w miejscu zwanym Skrętem Ratowników, odbijamy w prawo na kamienne schody i zaczynamy dość szybko nabierać wysokości. Na szczyty nad nami schodzi mgła, co w połączeniu z jesiennymi kolorami i gołą skałą dookoła wygląda, jakbyśmy na moment przenieśli się na Islandię.
Zaczyna się delikatna ekspozycja, szlak prowadzi dość szeroką i dobrze przygotowaną półką, łańcuch (wyglądający na świeżo zamontowany) jest w tym miejscu zupełnie niepotrzebny. Kamienne schody ciągną się dalej i wyżej, niżej za to opada mgła. Po kilkunastu kolejnych minutach dochodzimy komina pod którym zrobił się delikatny zator - trzy osoby czekają aż zwolnią się łańcuchy. Fragment ten jest dość śliski, jednak spokojnie mógłby obejść się bez sztucznych ułatwień. Kilkadziesiąt kamiennych schodów, kilka półek z delikatną ekspozycją oraz kilka metrów metalowych wspomagaczy dalej dochodzimy do Czarnego Dzioba. Klamry, po których prowadzi szlak, są bardzo śliskie, ale rozstawione w bardzo przyjazny sposób, wdrapanie się na szczyt ściany nie jest trudniejsze, niż wejście po drabinie.
Wychodzimy na rozległe kamienne rumowisko, na którym spotykamy rodzinę z małymi dziećmi idącą “pod prąd” (cały szlak od Skrętu Ratowników jest jednokierunkowy, można nim iść tylko do góry). Pytamy, czy są tego świadomi, i czy zdają sobie sprawę z trudności odcinków, które chwilę temu pokonaliśmy. Ojciec rodziny zapewnia nas, że tak, ale pogoda na szczycie zmusiła ich do zejścia tędy - według jego relacji na szlaku czerwonym nie można iść nawet na kolanach. Kilka godzin później spotkamy ich jednak na tym samym czerwonym szlaku chwilę przed Sokolicą - najwyraźniej wiatr okazał się mniej przerażający niż pionowe ściany z łańcuchami, pełne ludzi idących w przeciwnym kierunku.
Gdy pokonujemy ostatnie metry kopuły podszczytowej wzmaga się bardzo mocny wiatr, potwierdzając chwilę temu usłyszane słowa. Do figurki Matki Bożej Królowej Babiej Góry dochodzimy w całkowitej mgle, walcząc o to, żeby się nie przewrócić. Szczyt osiągamy po równo 4 godzinach od wyjścia z parkingu (wliczając w to około 40 minut postoju w schronisku). Kilkanaście minut, które tam spędzamy chowamy się za murem chroniącym od wiatru, robimy kilka zdjęć, łapiemy łyk ciepłej herbaty, i ruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Gówniaka i Sokolicy.
Po około godzinie marszu mgła opada i wychodzi słońce. W tak pięknej aurze schodzimy wśród kosodrzewiny aż do skrętu na szlak zielony, zwany Percią Przyrodników. Ten piękny, półtorakilometrowy szlak prowadzi dość stromymi schodami do dołu praktycznie w linii prostej. Schodzimy nim około 40 minut, i wychodzimy na prowadzący od Przełęczy Krowiarki szlak niebieski, którym w około półtorej godziny wracamy do Schroniska (w międzyczasie widząc momentami przez las piękny szczyt Diablaka i ani jednej chmurki).
Spędzamy w nim kolejną godzinę, znów uzupełniając kalorie oraz płyny i schodzimy na parking. Meldujemy się tam prawie 9 godzin od wyjścia.
Komentarze